Wena …

Ostatnimi czasy narzekam we wszystkim co robię na brak „weny”.
Rozwijając myśl może nie na brak weny i chęci, ale czuję w sobie takie coś, że wszystkie czuję jakbym teraz te same rzeczy co kiedyś mi wychodził teraz wychodzą trochę gorzej.
A o jakich rzeczach tu mówię np: pisanie tekstów na bloga, robienie grafiki w gimpie, czy nauka php . Czuję po prostu jakbym zdecydowanie wszystko wykonywał w gorszej jakości.
Ale nie poddaję się, też może problemy z którymi się aktualnie zmagam przeszkadzają mi w tym by być w pełni z koncentrowanym nad tym co robię.
Efekt brania narkotyków, nie ujawnia się zaraz po, lecz dopiero zaczyna się dostrzegać to zło dopiero po wielu latach i oby nie za późno. Bo fakt faktem nie których rzeczy i nie który błędów nigdy nie da się skasować ani wymazać gumką.
Gdy zaczynałem brać marihuanę, nigdy nie przypuszczałem w najgłębszych wizjach że dotrę aż do tak niskiego poziomu. Wstydzę się wielu rzeczy które wykonałem, kradzieży tego co mówiłem pod wpływem, swoich zachowań.
Z innej strony na to patrząc te wszystkie złe doświadczenia ułatwiają opuszczenie tego tonącego statku. Ja już nie patrzę na ludzi pod wpływem narkotyków jak na coś co można dobrymi uczuciami darzyć. Teraz moim głównymi obiektami są osoby które wyszły z uzależnienia i jak to zrobiły.
Mam nie długo termin do ośrodka na terapię. I aktualnie analizuję osoby które potrafiły zakończyć terapię z sukcesem, ukończonej terapii. I jak do tej pory jechałem na terapię może i z dobrym nastawieniem pożegnania z nałogiem ale nie z nastawieniem że potrzebuję przejść całą terapię i to był błąd. Bo samo poczucie że coś ukończyłeś już samo to w sobie podbudowuje. Nie myślałem tak o tym kiedyś. Też nie miałem jakiegoś planu na terapię, mówiłem sobie że okaże się w praniu.
I gdy mi szło dobrze w terapii na tyle się potrafiłem oderwać od ziemi że gdy w terapii nadchodził zimne i chłodne dni okazywały się że nie potrafiłem sobie poradzić z krytyką, kończyło się przerwaniem terapii. To by było jeszcze nic samo przerwanie terapii, było gorzej bo po opuszczeniu ośrodka przed wcześnie, na zewnątrz okazuję się że tamte ośrodkowe problemy to były takie drobne i mało znaczące, świat się od nich nie mógł zawalić a słońce i dalej świecił, natomiast ja pozostawałem z uczuciem porażki, porażki bo raz znowu się poddałem uciekłem od samego siebie a tamte problemy były w sumie bardzo rozdmuchane. Ale w zewnętrznym świecie zostawałem z nimi sam zupełnie sam.
Telefon zadzwonił wena minęła ….